Podsumowanie roku – 2022

Zeszły rok podsumowywałem z górskich szczytów Hiszpanii, następnie na wyspie kontemplując, jak 2021 odchodzi wraz z ostatnim zachodem słońca.

Do 2022 mam bardzo ambiwalentny stosunek w porównaniu do wszystkich pozostałych. Najgorszy, bo wraz z jej śmiercią wiele rzeczy odeszło bezpowrotnie. Najlepszy, bo… hmm jest tego cała masa. Choć początkowo jak to już u mnie zwykło bywać, zaczął nieciekawie.

Kiedyś marzyły mi się stereotypowe święta pod palmami, więc postanowiłem urzeczywistnić tę wizję. Nie mając świadomości, iż zrodzi to kolejne marzenie, którego już nigdy nie będę mógł zrealizować oraz że tamtym wyborem pozbawiłem się ostatniej szansy na wspólnie spędzone święta… Takie bywa życie, że gdy wybieramy jedne drzwi, inne potrafią zatrzasnąć się bezpowrotnie.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, nie mogłem wiedzieć, ale cóż analiza wsteczna jak zwykle skuteczna.

Z ważniejszych punktów dla mnie w kolejności chronologicznej.

Camino de Santiago, poszedłem tam dla niej, a odnalazłem siebie. Niewiele osób wie, co tak naprawdę się wydarzyło podczas tej drogi, kiedyś pewnie jeszcze popełnię wpis o tym.

Po jednym SMS-ie postanawiam, że wracam, nie zdążając na samolot noc, spędzam na lotnisku, lecę następnego dnia.

Jestem w Polce i rozpoczyna się 5 miesięcy walki. Najważniejszej walki w moim życiu. Usłyszałem w jej trakcie wiele słów na swój temat, również tych, których w teorii słyszeć nie miałem i chyba najbardziej mnie wtedy były w stanie określić te: „Co jak co, ale Michał jest gotowy na wszystko”.

Stałem się dzięki temu kimś, kim zawsze chciałem być, ale nie dla siebie, wcześniej nie byłem do tego zdolny.

Odbierając telefon o 2 w nocy 16 czerwca część mnie odeszła bezpowrotnie, a po tym już nic nie było takie samo…

Miesiąc zajęło mi zastanawianie się nad tym, co powinienem zrobić, bo nie miałem pojęcia, a wystarczyła jedna wizyta u niej na cmentarzu, by odpowiedź okazała się oczywista.

Wracam do Hiszpanii, zdobywając najwyższy szczyt na horyzoncie, by pokazać jej, że wróciłem, aby nie miała żadnych wyrzutów sumienia. Do tamtego momentu ciężko było zagłuszyć te słowa: „Po co on będzie wracał, przecież tam mu było tak dobrze”…

Kolejny miesiąc zastanawiałem się co dalej, więc życie postanowiło rzucić mi wyzwanie, abym spełnij kolejne ze swych marzeń – zostać bezdomnym włóczęgą idącym przez świat z plecakiem.

Tak minęły mi 74 najlepsze dni mojego życia.

Podczas których przepakowałem swój życiowy plecak. Wywaliłem całą masę syfu, który targałem sobą, bo uważałem, że był mi do czegoś potrzebny, a dopiero jego odrzucenie pozwoliło mi poznać, czym jest szczęście.

Wielu ludzi dalej nie ma pojęcia, dlaczego to robiłem i kiedyś może uda mi się zrobić o tym wpis, akurat tutaj „problem” leży w tym, że miał być wpis, a wyszła książka…

Jednym z najważniejszych powodów, dla których to zrobiłem, było to, że wiedziałem, iż osoba, która wyruszyły w tę podróż, nie będzie już tą samą, która z niej powróci. I dokładnie tak się stało.

Paradoksalnie udało mi się nawet dostać więcej odpowiedzi aniżeli miałem pytań.

Znowu jestem w Polsce i wpadam w pułapkę, którą nieumyślnie sam na siebie zastawiłem, uprzednio zapierając się ostentacyjnie, że w nią nie wpadnę… Myślałem, że podczas podróży udało mi się resetować układ dopaminowy, a okazało się, że jednak przedopaminowałem mózg podróżą i na kolejny miesiąc osiadłem… Jednak tym razem jeden element znacznie odróżniał tę sytuację od wszystkich wcześniejszych.

Gdy już się ogarnąłem, zacząłem się zastanawiać, w którym kierunku powinienem teraz podążać i gdy wydawało mi się, że już wybrałem… Nagle niespodziewanie zadzwonił telefon. Jakby zadzwoniło do mnie życie, chcąc powiedzieć, że ma mi do zaoferowania coś znacznie lepszego.

I choć świadomie mówię, że jeszcze nie podjąłem decyzji, to podświadomie czuję, że serce już podjęło ją za mnie. Zresztą w sumie i tak jestem dziwny. Odbierasz telefon i słyszysz coś w stylu: Mam taki pomysł, ale nie wiadomo czy w ogóle przeżyjemy… Co robi Michał?: „Ok, you have my attention, tell me more”. Mając gdzieś z tyłu głowy: „ale pomyśl, co będzie, jeżeli przeżyjemy”.

I choć tym razem nie byłoby to zależne tylko ode mnie i nie wiem, czy to w ogóle wypali, to „problem” jest jeden, skubany zasiał kolejne ziarno… A z wcześniejszych jego ziaren zdążyłem już zebrać owocne plony. Mimo iż w dalszym ciągu rozważam jeszcze inne opcje, to stety-niestety czuję, że ziarno zaczęło już kiełkować. „Niestety” po raz kolejny padło na bardzo żyzną glebę…

Zresztą co byś zrobił, gdyby przyszedł do Ciebie ktoś i zaczął rozpościerać przed Tobą świat i z szelmowskim uśmieszkiem zadał pytanie: Chcesz?…

I choć wraz z telefonem dostałem również propozycję spędzenia świąt i nowego roku na jednym z 4 kontynentów, które wtedy padły, to tym razem postanowiłem postąpić inaczej niż w roku ubiegłym. Mając w świadomości, że to rzeczy, które można kupić za pieniądze, tak naprawdę są tanie. Już jakiś czas temu zdjąłem cele materialne z piedestału i choć wielu uznaje to za moją głupotę, to ja uważam, że to była jedna z najmądrzejszych decyzji, jakie w życiu podjąłem.

2023 – vamos a ver

Feliz año nuevo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *