Lekcja szczęścia i biznesu od „nieżebrzącego żebraka”.

Z cyklu: Lekcje, które oferowało mi życie (za tą nawet zapłaciłem), ale zrozumiałem je dopiero na własnych błędach.

To spotkanie dało mi sporo do myślenia. O lekcji, którą dostałem, rozmyślałem wiele dni i w sumie robię to po dziś dzień. Sporo osób mówi, że mam bardzo dobrą pamięć, zazwyczaj odpowiadam, że to prawda, niestety strasznie wybiórczą. Na moje nieszczęście zazwyczaj zapominam o bardzo ważnych lekcjach… Dlatego zacząłem ostatnio spisywać te dla mnie najważniejsze.

W trakcie mojej włóczęgi sklepy były wielokrotnie moim punktem docelowym. Pozwalają one chwilę odsapnąć i uzupełnić zapasy. (W wielu z nich jest „zakaz” zabierania plecaka na sklep, są do tego specjalne stanowiska, by móc go zostawić. Osobiście z początku wielokrotnie go łamałem, z obawy przed kolejną „utratą wszystkiego”, z czasem jednak zacząłem mieć wywalone i z największą radością zdejmowałem go, żeby dać odpocząć plecom)

Po zakupach ergonomia nazywała uzupełnić najpierw zapasy w żołądku, żeby nie musieć dźwigać dodatkowego ciężaru, dlatego bardzo często jadłem w okolicy sklepów, a co za tym idzie i wiele udało mi się dostrzec. Uwielbiam być cichym obserwatorem, niesłyszalnym dźwiękiem tła, niewidzialnym cieniem otoczenia. Pod sklepami często można zaobserwować ludzi proszących o jałmużnę, choć w przypadku niektórych słowo „proszących” jest ogromnym eufemizmem… Niektórzy wręcz oczekują i wymuszą, żebyś oddał im swoje pieniądze, a kiedy tego nie zrobisz, potrafią reagować nawet agresją, okazując przy tym swoje oburzenie, na mnie chyba nawet rzucono kilka uroków… Hmm może w tym tkwił „sekret” moich ostatnich niepowodzeń? 🤔😅

Ta historia jednak będzie o kimś zupełnie innym…

17 septiembre 2022, Hoznayo, España.

Wchodząc do sklepu, przywitał się ze mną, tak jak wtedy założyłem „żebrak”, zrobił to z uśmiechem na ustach i entuzjazmem, jakiego dawno u nikogo nie wiedziałem. Początkowo wprawiło mnie w lekkie zdumienie, mimo wszystko jednak minąłem go i udałem się na zakupy. Wyjątkowość tej sytuacji i tego człowieka miała się mi objawić dopiero za chwilę.

Po wejściu od razu zauważyłem pierwsze gniazdko, po zakupach dostrzegłem również, że była jeszcze toaleta, okazało się, że w niej było też gniazdko, więc się przeniosłem tam. Nie odpuszczałem takich „okazji” do podładowania sprzętu. (W sumie w „zdobywaniu” energii chyba nie jestem taki zły, bo telefon nie rozładował mi się ani razu przez 74 dni bezdomności).

Łazienka była przy samym wejściu, więc doskonale było słychać, co się dzieje na zewnątrz, słyszałem jak ów „żebrak” rozmawiał z ludźmi, wychodziłem też na zewnątrz, jednocześnie pilnując swojego „dobytku” i bacznie obserwowałem, co się dzieje dookoła.

Ten gość był jakiś niesamowity, tak inny od reszty, którą do tej pory miałem okazję widzieć. Uśmiechnięty od ucha do ucha, miły, uprzejmy, każdemu mówił dzień dobry i do widzenia, z każdym znajdywał jakiś temat do rozmów. Ludzie sami do niego lgnęli i dawali pieniądze, uśmiechali się na jego widok, nawet gdy ktoś szedł smutny, po rozmowie z nim się rozpromieniał, był takim pozytywnym promykiem budzącym uśmiech.

Im dłużej go obserwowałem, tym większą miałem ochotę, żeby z nim porozmawiać, po czasie, gdy wyszedłem, on akurat poszedł do toalety, minęliśmy się w sumie w drzwiach. Zostawił wszystkie swoje rzeczy przed sklepem, nie zabrał nawet pieniędzy… W międzyczasie nawet gdy go nie było, ludzie dalej rzucali mu pieniądze… Wtedy już wiedziałem, że nie odejdę stamtąd, dopóki nie zadam mu jednego pytania.

Gdy już wyszedł, zagadałem go, dając również garść drobniaków, co dla mnie również było pozbywanie się balastu. Powiedziałem mu, że go obserwowałem i że muszę go o coś spytać: Dlaczego jesteś taki szczęśliwy? Bardzo się zdziwił, jakby nikt nigdy w życiu go jeszcze o to nie pytał… Lubię zadawać pytania, których inni nie zadają, a dla mnie są oczywiste i istotne.

Nasza rozmowa trwała z półtorej godziny, ale najważniejszymi z jej elementów była dewiza, jaką się kierował. Powiedział mi, że jest miły dla każdego, bo nigdy nie wiesz, kto jest kim.
Jest miły dla każdego, bo taką ma wizję życia, bo dobrze się żyje, będąc miłym dla wszystkich. Był przy tym naprawdę bardzo ludzki i życzliwy, w żadnym stopniu nie był roszczeniowy, ciężko to opisać słowami, ale nie dało się nie odczuć jego wyjątkowości.

Wolałem posłuchać historii człowieka, który opowiadał mi, jak niewiele jest potrzebne do szczęścia od kogoś, kto wydawać by się mogło, że miał naprawdę niewiele, ale prawdziwie wyglądał na szczęśliwego, niż słuchać tych wszystkich ludzi „sukcesu”, którzy wymieniają tysiące warunków i powodów, które muszą zostać spełnione, żeby móc być szczęśliwymi… Choć gdy tak na nich czasem patrzysz, to możesz odnieść wrażenie, że oni wcale nie są szczęśliwi. Z czasem przestałem wierzyć im na słowo i zacząłem szukać własnej ścieżki.

W trakcie rozmowy okazało się, że pochodzi z Ghany, nie był bezdomny i ma wielu przyjaciół. Dowiedziawszy się, że jestem z Polski, uradował się jeszcze bardziej i opowiadał mi, jak pracował we Francji z Polakami.

Jak się również okazało, on tak naprawdę nie żebrał, powiedział, że nigdy nie prosi o pieniądze, bo jak sam stwierdził, nie każdy ma, żeby mu dać. On po prostu jest sobą i mówi dzień dobry i do widzenia, „tylko” tyle. Ludzie sami dają mu pieniądze, a on jest pozytywny dla każdego niezależnie od tego, czy ktoś mu coś da, czy nie. Może właśnie to odróżnia go tak od całej reszty, bo niektórzy wręcz wymagają tego, żebyś im dał, próbując wywierać presję, dlatego to jest tak dziwne i tak inne. Z chęcią rozmawiał z każdym, kto wykazał chęć do konwersacji, znajdując z każdym wspólne tematy do rozmów. Podczas naszej rozmowy również dołączali się też inni ludzie, z którymi miał już zbudowane relacje, kontynuując ich historie, można powiedzieć, że miał tam swoich przyjaciół. Jest takim promykiem słońca w ich życiu, katalizatorem uśmiechu, bo niektórzy naprawdę są smutni, a on wnosi trochę pozytywnej energii do ich życia.

To akurat mi samemu dało sporo do myślenia i rozmyślanie po dziś dzień. Już wtedy zauważyłem, że tak naprawdę wielu ludzi wyznaje podobną zasadę do niego, tylko coś im się za przeproszeniem popi€rdoliło i robią to źle (w tym niestety często i ja)… Wychodząc z założenia, że nigdy nie wiesz, kto jest kim i dlatego są tak samo „beznadziejni” dla wszystkich…

Z naszego spotkania wyciągnąłem również lekcje biznesowe, o których miałem tutaj pisać, ale chyba jednak zostawię sobie to na kiedy indziej, gdyż mam tendencję, do rozwlekania się. Może kiedyś popełnię na ten temat większy wpis, bo kiedyś nawet stworzyłem sobie listę sposobów na zarabianie, jeśli skończyłbym na ulicy.

Teraz tylko wspomnę o najważniejszym, ten człowiek jak większość pewnie by pomyślała tak samo, jak i ja „żebrak”. Hmm ja niby mało nie zarabiam, obiektywnie patrząc, zarabiam znacznie więcej niż średnia, ale nie piszę tego, żeby się teraz tym chwalić, wręcz przeciwnie. Ten nieżebrzący żebrak jak udało mi się zaobserwować (będąc wystarczająco spostrzegawczym i nie najgorszym z matmy), zarabia więcej ode mnie… Gdzie zbłądziłem, gdzie popełniłem błąd? Skoro ktoś, siedząc pod sklepem, wyciąga więcej ode mnie, za mówienie dzień dobry i do widzenia, będąc przy tym miłym dla ludzi…

Historia ta przypomniała mi również o innych zapomnianych przeze mnie lekcjach i przemyśleniach, na temat, których pewnie więcej będzie w przyszłości:

  • Jak niewiele jest potrzebne do szczęścia, gdy najszczęśliwszy byłem, posiadając najmniej – Lekcje z włóczęgi.
  • Czasami, żeby być szczęśliwym, wystarczy tylko odrzucić to, co wmawiają Ci, że musisz mieć czy posiadać – Lekcja o „gównie” zawiniętym w piękny papierek.
  • Czasami wystarczy być po prostu miłym (coś, czego nie potrafiłem ostatnio zrobić, mając zgrzyt między tym a bronieniem własnych granic) Z tego zrodziła się kolejna lekcja, którą właśnie przepracowuję, odnośnie granic. Sam „uwielbiałem” je przekraczać, swoje własne, niestety również i innych, przez co ich nie respektowałem, nie umiałem ich wyznaczać i bronić. Teraz szukam balansu między granicami a byciem miłym. Niestety samo „bycie miłym” bardzo często było przez innych wykorzystywane i nadużywane i może dlatego przestałem taki być. Teraz chcę opanować jedno i drugie odnajdując w tym symbiozę – Lekcje od M, życia i „nieżebrzącego żebraka”.
  • Szkoda życia na kłótnie – Lekcja od Mamy.
  • Wolisz mieć rację czy być szczęśliwy? – Lekcja od przyjaciół.
  • Bądź zmianą, która pragniesz ujrzeć w świecie – Lekcja od starego wędrowca.
  • Zapomniałem również, że wartość kryje się we mnie nie w rzeczach – Lekcja, gdy okradli mnie w Portugalii.

Lekcja bonusowa, o której chciałem pisać ostatnio, ale gdzieś mi uciekła: „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą…” – Kiedyś wydawało mi się, że tyczy się to umarłych, a teraz już zrozumiałem, że traktuje to również o żywych.

Jest tych lekcji znacznie więcej, kiedyś pewnie rozpiszę się bardziej, możliwe, że do tego wpisu powstanie również kilka „dodatków”, bo ostatnio naprawdę sporo ciekawych rzeczy się dzieje, zabawne, bo nawet mnie zaskakują, ale o tym może kiedy indziej… Miłego 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *