Chciałem rozpisać się bardziej, ale jakoś nie bardzo mam aktualnie możliwość, ale ten dzień jest dla mnie dość szczególny, bo strzelił mi 1111 dzień wdzięczności, a do 11111 mogę już nie dożyć… Jeżeli robię coś pozytywnego systematycznie przez tyle dni, to musi mieć wartość. To ćwiczenie zawsze wyciąga mnie z gówna, a jest banalnie proste. Każdego dnia wypisujesz minimum 3 rzeczy, za które czujesz wdzięczność. Z początku czasem znalezienie tylko 3 graniczyło z cudem, z czasem podniosłem sobie porzeczkę i wypisuję minimum 5.

Jak by dzień nie był przewalony, jak przychodzi w moim przypadku godzina 21 i wyświetla się powiadomienie z dziennika wdzięczności. To i języki jest stałym elementem mojego wieczornego rytuału i pewnie zostanie już ze mną na zawsze. Nawet najgorszego dnia, zawsze możesz sobie uświadomić, że jest jakieś światełko w tunelu, a dzień wcale nie był tak beznadziejny jak Ci się wydawało.
Tak naprawdę to robię je znacznie dłużej niż 1111 dni, tylko wcześniej robiłem je w wersji papierowej, a potem forma elektroniczna przy zmianie telefonów i niezapisanych historii uległa degradacji.
Nie mam czasu się rozpisywać, ale jeżeli chcesz podnieść jakość swojego życia, polecam spróbować i doczytać więcej. Chyba żadne pojedyncze ćwiczenie tak bardzo nie zmieniło mojego życia.

I: Dlatego lubię z Tobą rozmawiać, bo Ty z nawet największego gówna zawsze wyciągniesz jakiś pozytyw.
To akurat w znacznej mierze jest zasługa tego akurat ćwiczenia.
Dzięki niemu teraz znowu wróciłem też na dobrą drogę, ilekroć nie wywali mnie z torów, niezależnie na jak długo, to zawsze pomaga mi wrócić. Sprawdź i się przekonaj, nie ufaj mi na słowo 😉